poniedziałek, 15 listopada 2010

Palmiers i Candy

        Trochę czasu upłynęło od ostatniego posta. Przyznam szczerze, że dopadła mnie jesienna chandra i nie miałam zupełnie żadnych pomysłów na przełamanie rutyny. 

        Jednakże ostatnimi czasy w Krakowie zrobiło się bardzo słonecznie i ciepło, pachnie wiosną, ludzie wypełzli tłumnie na ulice i jakoś tak mi się nastrój poprawił, że postanowiłam coś upiec. Jako że słodkości uzupełniają niedobór endorfin we krwi padło na wyjątkowe ciastka, które w moim sercu zajmują pierwsze miejsce przed wszystkimi innymi łakociami, a na imię im Palmiersy :) Ciastka lekkie, chrupiące, cynamonowe, nie za słodkie, słowem- zachwycające!

        Moja miłość do nich zaczęła się od pierwszego gryza dawno temu, kiedy byłam jeszcze całkiem młodą, piękną, zgrabną i powabną panną (a nade wszystko skromną ;P). Pewnego razu szukając w cukierni czegoś smakowitego spojrzenie me padło na niepozornie wyglądające ciacho w kształcie serca. Leżało ostatnie i patrzyło na mnie błagalnym spojrzeniem, a że jestem z natury uległa, zwyczajnie nie mogłam mu odmówić.

        Pierwsze chrupnięcie eksplodowało w mych ustach harmonią smaków, zapachów i konsystencji. Cieniutkie warstwy lekkiego ciasta francuskiego przeplatały się ze słodyczą, jak sądziłam, miodu i delikatnym korzennym aromatem. Postanowiłam, że przy najbliższej okazji kupię więcej, żeby podzielić się z rodziną. Jakież było moje rozczarowanie gdy następnym razem nie zastałam Palmiersów w cukierni. Ani następnym. Ani też jeszcze kolejnym. Zaczęłam poszukiwania w innych cukierniach jednakże z mizernym skutkiem.  Moje kubeczki smakowe rzewnie opłakiwały zagubione ciastka. Długo nosiły żałobę po przysmaku, po którym słuch zaginął na dobre.

        W międzyczasie technika się rozwinęła, internet zawitał w niemal każdym domu- także moim. Dużo wody upłynęło od tego czasu w Wiśle, zanim przypomniał mi się pewnego dnia smak dawno już nie spotkany. Olśnienie umysłu, błysk w oku, może godzina poszukiwań w sieci i... oto znalazłam Je! Palmiersy w całej swojej wspaniałości.


        Przepis dziecinnie prosty, szybki i do tego efekt zawsze taki jak trzeba, znalazłam go tutaj. Palmiersy pomarańczowe są pyszne, jednak nie tak smakowite jak ich prostsza wersja- saute.

Do zrobienia takich ciastek potrzeba:
* Gotowe ciasto francuskie (mrożone albo świeże- oba można dostać w hipermarketach)
* Szklankę cukru kryształu (niepełną)
* Łyżkę stołową cynamonu (albo ile kto lubi)
* Kroplę lub dwie aromatu waniliowego

  1. Cukier, cynamon i aromat wymieszać ze sobą. 
  2. Ciasto świeżo wyjęte z lodówki rozwinąć, ale nie ściągać z papieru na którym jest zawinięte (mrożone trzeba najpierw rozmrozić do momentu aż będzie już elastyczne, ale jeszcze nie lepiące- najlepiej zostawić w lodówce na noc, wtedy powinno być takie jak trzeba) i spryskać zimną wodą- tylko tyle, żeby było lekko wilgotne (to pomoże ciastu bardziej się rozwarstwić i jednocześnie nie powoli cukrowi się za szybko skarmelizować).
  3. Cukier wysypać na ciasto (zostawić ok. pięć łyżek na później), rozprowadzić równomiernie i delikatnie wklepać.
  4. Teraz można zacząć zaginać do wewnątrz (na szerokość ok. 2cm) oba dłuższe boki . 
  5. Gotowy rulon obtoczyć jeszcze w pozostawionym cukrze.
  6. Po tych zabiegach jeśli ciasto będzie już miękkie, zacznie się lepić i ciągnąć najlepiej będzie je zmrozić jeszcze chwilę w zamrażalniku- dosłownie 5-10 minut. 
  7. Można w tym czasie zacząć grzać piekarnik do 180 stopni. 
  8. Gdy nadejdzie czas, rulon pokroić w talarki grubości ok. 1- 1.5 cm. 
  9. Każdy z nich obtoczyć z jednej strony w reszcie cukru a drugą stroną kłaść na blachę wyłożoną papierem do pieczenia.
  10. Piec ok.10-15 minut aż się zezłocą, wtedy delikatnie obrócić na drugą stronę i piec przez kolejne 5-7 minut. 
 

        Po wyjęciu z pieca są gotowe do zjedzenia, chociaż według mnie lepiej smakują za zimno... niestety trudno im się oprzeć :D

        Jeszcze a propos słodkości osoba, która jest dla mnie bardzo inspirująca, a mianowicie właścicielka bloga pt. KicaBijoux właśnie zorganizowała Candy, w którym nagrodą jest niespodziewanka. Gorąco polecam obejrzeć sobie jej dzieła, bo są wyjątkowe, urocze i bardzo impresjonistyczne... jak cały jej blog z resztą :D Właściwie jak tak czytam nieraz jej posty to od razu zaczynam patrzeć na świat bardziej optymistycznie. A oto link: KicaBijoux. Miłej zabawy ;)

         Rozpisałam się straszliwie i nawet żadnych zdjęć nie dodałam, więc jednak jakaś monotonia mi się tu wkradła, ale co mi tam, od tego jest blog, żeby się czasem po uzewnętrzniać. Nie? :P

        Życzę smacznego i dobranoc :)