Trochę czasu upłynęło od ostatniego posta. Przyznam szczerze, że dopadła mnie jesienna chandra i nie miałam zupełnie żadnych pomysłów na przełamanie rutyny.
Moja miłość do nich zaczęła się od pierwszego gryza dawno temu, kiedy byłam jeszcze całkiem młodą, piękną, zgrabną i powabną panną (a nade wszystko skromną ;P). Pewnego razu szukając w cukierni czegoś smakowitego spojrzenie me padło na niepozornie wyglądające ciacho w kształcie serca. Leżało ostatnie i patrzyło na mnie błagalnym spojrzeniem, a że jestem z natury uległa, zwyczajnie nie mogłam mu odmówić.
Pierwsze chrupnięcie eksplodowało w mych ustach harmonią smaków, zapachów i konsystencji. Cieniutkie warstwy lekkiego ciasta francuskiego przeplatały się ze słodyczą, jak sądziłam, miodu i delikatnym korzennym aromatem. Postanowiłam, że przy najbliższej okazji kupię więcej, żeby podzielić się z rodziną. Jakież było moje rozczarowanie gdy następnym razem nie zastałam Palmiersów w cukierni. Ani następnym. Ani też jeszcze kolejnym. Zaczęłam poszukiwania w innych cukierniach jednakże z mizernym skutkiem. Moje kubeczki smakowe rzewnie opłakiwały zagubione ciastka. Długo nosiły żałobę po przysmaku, po którym słuch zaginął na dobre.
W międzyczasie technika się rozwinęła, internet zawitał w niemal każdym domu- także moim. Dużo wody upłynęło od tego czasu w Wiśle, zanim przypomniał mi się pewnego dnia smak dawno już nie spotkany. Olśnienie umysłu, błysk w oku, może godzina poszukiwań w sieci i... oto znalazłam Je! Palmiersy w całej swojej wspaniałości.
Przepis dziecinnie prosty, szybki i do tego efekt zawsze taki jak trzeba, znalazłam go tutaj. Palmiersy pomarańczowe są pyszne, jednak nie tak smakowite jak ich prostsza wersja- saute.
Do zrobienia takich ciastek potrzeba:
* Gotowe ciasto francuskie (mrożone albo świeże- oba można dostać w hipermarketach)
* Szklankę cukru kryształu (niepełną)
* Łyżkę stołową cynamonu (albo ile kto lubi)
* Kroplę lub dwie aromatu waniliowego
- Cukier, cynamon i aromat wymieszać ze sobą.
- Ciasto świeżo wyjęte z lodówki rozwinąć, ale nie ściągać z papieru na którym jest zawinięte (mrożone trzeba najpierw rozmrozić do momentu aż będzie już elastyczne, ale jeszcze nie lepiące- najlepiej zostawić w lodówce na noc, wtedy powinno być takie jak trzeba) i spryskać zimną wodą- tylko tyle, żeby było lekko wilgotne (to pomoże ciastu bardziej się rozwarstwić i jednocześnie nie powoli cukrowi się za szybko skarmelizować).
- Cukier wysypać na ciasto (zostawić ok. pięć łyżek na później), rozprowadzić równomiernie i delikatnie wklepać.
- Teraz można zacząć zaginać do wewnątrz (na szerokość ok. 2cm) oba dłuższe boki .
- Gotowy rulon obtoczyć jeszcze w pozostawionym cukrze.
- Po tych zabiegach jeśli ciasto będzie już miękkie, zacznie się lepić i ciągnąć najlepiej będzie je zmrozić jeszcze chwilę w zamrażalniku- dosłownie 5-10 minut.
- Można w tym czasie zacząć grzać piekarnik do 180 stopni.
- Gdy nadejdzie czas, rulon pokroić w talarki grubości ok. 1- 1.5 cm.
- Każdy z nich obtoczyć z jednej strony w reszcie cukru a drugą stroną kłaść na blachę wyłożoną papierem do pieczenia.
- Piec ok.10-15 minut aż się zezłocą, wtedy delikatnie obrócić na drugą stronę i piec przez kolejne 5-7 minut.
Po wyjęciu z pieca są gotowe do zjedzenia, chociaż według mnie lepiej smakują za zimno... niestety trudno im się oprzeć :D
Jeszcze a propos słodkości osoba, która jest dla mnie bardzo inspirująca, a mianowicie właścicielka bloga pt. KicaBijoux właśnie zorganizowała Candy, w którym nagrodą jest niespodziewanka. Gorąco polecam obejrzeć sobie jej dzieła, bo są wyjątkowe, urocze i bardzo impresjonistyczne... jak cały jej blog z resztą :D Właściwie jak tak czytam nieraz jej posty to od razu zaczynam patrzeć na świat bardziej optymistycznie. A oto link: KicaBijoux. Miłej zabawy ;)
Rozpisałam się straszliwie i nawet żadnych zdjęć nie dodałam, więc jednak jakaś monotonia mi się tu wkradła, ale co mi tam, od tego jest blog, żeby się czasem po uzewnętrzniać. Nie? :P
Życzę smacznego i dobranoc :)