wtorek, 22 listopada 2011

Armagedon, przy którym koniec świata to kinderbal

Mam ostatnio jakiś kryzys emocjonalny, ale tym Was nie będę nudzić. Co ciekawe- równocześnie z kryzysem emocjonalnym naszła mnie wena twórcza w takiej ilości, że mi się uszami przelewa. Serio. Już nie wiem w co ręce włożyć, żeby dać temu upust...

Od tygodnia spisuję swoje sny, bo z nocy na noc są coraz bardziej odjechane. Oprócz tego piszę opowiadanie. W związku z tym, że wolałabym je raczej zekranizować w postaci animacji -co oczywiście uniemożliwia mi permanentnie zepsuty tablet- szkice tego co mi przyjdzie do głowy robię ręcznie. Powiedziałabym, że w moim przypadku rysowanie ołówkiem na kartce jest mocno oldschoolowe. Nawet mama wczoraj wyraziła swoje ogromne zdziwienie gdy mnie zobaczyła ślęczącą z ołówkiem w jednej ręce, gumką w drugiej i blokiem na kolanach. To mi się po prostu nie zdarzyło od paru dobrych lat.  Poza tym w któryś dzień, jak mi się ktoś zajmie Młodym zabieram się za robienie dwóch kolejnych pudełek na biżuty. Jak tego wszystkiego nie zrobię mój wewnętrzny krytyk odpali bombę i mnie zwyczajnie rozsadzi.

Istny armagedon w mojej głowie się kłębi, sami widzicie.

1 komentarz:

  1. Supernova - to bardziej pasuje, mimo iż takim rozbłyskiem kończy swe istnienie, ale Armageddon nie jest lepszy :P

    Czekam na wyniki, tak jak i reszta zapewne :)

    OdpowiedzUsuń